Wywiad z Szymonem Baradziejem o jego rowerowym “Czasie Drogi”.

 Redakcja. Od jak dawna jeździsz na rowerze oraz kiedy zdecydowałeś się na dalekie wyprawy rowerowe?

Szymon. Chyba od zawsze – rower towarzyszył mi od kiedy tylko pamiętam, zajawiłem się nim jeszcze jako dziecko, najpierw w sprzęcie, potem w samej jeździe. Dorastałem z rowerami, żyłem nimi, spędzałem każdą wolną chwilę grzebiąc przy rowerze, albo na nim jeżdżąc. Pierwsze wagary również spędziłem na rowerze. Nigdy nie sądziłem, że użyje tego sformułowania tak wcześnie, ale „za mojego pokolenia” w Żorach (moim mieście) rowery były po prostu modne wśród młodzieży i każdy dbał oraz pucował swój rower jak tylko mógł wydając każde zebrane złotówki na używane części z giełdy, albo allegro. Nie wiem czemu, ale rowery od zawsze imponowały mi zdecydowanie bardziej od samochodów i tak mi chyba już pozostanie (oczywiście, samochody też są urokliwym wytworem ludzkości).

Co do dłuższych wypadów, powiedziałbym, że natchnęło mnie jakieś 3 lata temu, kiedy stęskniony za wolnością i szybszym tempem przemieszczania się postanowiłem zrobić pierwszy krok w tym kierunku jadąc na samotny objazd Europy – decyzja była dosyć spontaniczna. Jako, że miałem odłożone trochę oszczędności, za 300 złotych kupiłem rower trekkingowy. Wyremontowałem go za następne 200 złotych, dokupiłem także do niego sakwy i parę drobiazgów na podróż i tydzień później byłem w drodze do Francji.

Redakcja. Pytanie statystyczne. Czy możesz przedstawić datami swoje wyprawy; data, dokąd była ekspedycja i jaki był jej średni przebieg?

 

Szymon. Postaram się skupić tylko i wyłącznie na wypadach które miały więcej niż 10 dni. Tak więc, mój pierwszy wypad w maju 2013 roku miał na celu przejechanie Europy po trasie „EuroVelo 10” i innych numerach, których teraz nie pamiętam. Niespełna miesiąc zajęło mi przejechanie 3500 kilometrów w dosyć szybkim tempie, ale zawsze zaliczałem się do osób, którzy robią wszystko „na szybko” (teraz się to powoli zmienia). Startowałem w Czechach, przejechałem Austrię, Słowenię, Włochy, Francję, Niemcy, ponownie Czechy i wróciłem do Polski przez Cieszyn. Mógłbym stwierdzić, że wtedy się wszystko zaczęło. Po powrocie nie mogłem usiedzieć na miejscu i myślałem o podróżach dzień w dzień, planując następne wypady i przygotowując się do nich mentalnie i sprzętowo. Tak też przez następne parę miesięcy zaliczałem parę kilkudniowych wyjazdów po najbliższych okolicach, po czym rzucając pracę przed początkiem lata wyruszyłem do Skandynawii, żeby przejechać 8000 kilometrów z Skellefteå w Szwecji aż po Tblisi w Gruzji. Tym razem zajęło mi to 2,5 miesiąca. Po powrocie pod koniec września czułem zdecydowany niedosyt i podrażnienie podróżniczych bodźców. Tak więc lawirując pomiędzy wolnym na uniwersytecie i wolnym w nowej pracy końcem listopada udało mi się wyrwać na 10 dni do Islandii – kolejne 1500 kilometrów w zimnicy i wietrze. Parę tygodni później odbiłem sobie to całe zimno przejeżdżając Portugalię z Faro do Lizbony, robiąc bodajże 500 kilometrów po górach. Obecnie przygotowuję się do najdłuższej z wypraw, nielimitowanej czasowo i nielimitowanej geograficznie a mianowicie chce podążyć za swoją intuicję mając na celu udokumentowanie w sposób filmowy moich podróży i ludzi których spotykam na swojej drodze. Brzmi tajemniczo nieprawdaż? Niestety bardzo wiele zależy od następnych dwóch miesięcy mojego życia – to taki trudny okres kiedy muszę zdecydować co oprócz podróży chcę w życiu robić, żeby później nie żałować stagnacji. 🙂

 Redakcja. Od jak dawna mieszkasz w Anglii i czy mając porównanie jak jest w innych krajach uważasz, że jest to dla Ciebie odpowiednie miejsce? Znając duszę podróżników ciągnie ich bardziej do ciszy niż do wielkich metropolii.. Jak jest w Twoim przypadku?

Szymon. Jestem z pokolenia emigrantów którzy przyjechali na wyspy wraz ze swoimi rodzicielami. Od 2007 roku mieszkam w Manchesterze, skończyłem tu „gimnazjum”, szkołę średnią i obecnie kończę studia – mógłbym powiedzieć, że pół mojego młodzieńczego życia spędziłem właśnie tutaj. Mimo to, nie straciłem podejścia patrioty i chciałbym w najbliższym czasie wrócić do Polski mimo powszechnej opinii, że „nie warto” i „po co?”. Co do duszy podróżnika, masz rację. Nie należę do osób zrównoważonych i lubiących rutynę. „Nosi mnie” z miejsca na miejsce i najchętniej cały czas bym coś zmieniał. Marzy mi się mieszkanie blisko natury, co jak wiesz jest tak trudno osiągalne w Manchesterze; wszędzie rzędowe domki, asfalt, ludzie i brytyjski nieład. Skandynawia jest zdecydowanie miejscem, w którym mógłbym mieszkać, ze względu na swoją dzikość. Na mojej liście figuruje również Gruzja oraz Kanada z podobnych względów, ale mimo to mój dom zawsze pozostanie w Żorach i to się nie zmieni.

Skandynawia

 Redakcja. Opowiedz coś na temat swojej wyprawy ze Skandynawii do.. no właśnie jak i gdzie ona konkretnie przebiegała?

 

Szymon. Wyprawa do Skandynawii była swoistym wybadaniem terenu z perspektywy lądowej – poprzednio „spływałem” na jachcie południe Norwegii i moje serce zostało zdobyte tamtejszymi przestrzennymi terenami.

Zdecydowanie mnie tam ciągnęło. Chciałem bliżej poznać klimaty jakie panują w społeczeństwie i gdzie potencjalnie najbardziej mi się podoba gdybym chciał się tam kiedyś przenieść na dłużej. Tak więc, prawie rok temu rozpocząłem moją najdłuższą dotychczas podróż startując w Skellefteå w Szwecji jadąc wzdłuż wybrzeża Bałtyku, aż za koło podbiegunowe wjeżdżając do Finlandii i zjeżdżając w dół wybrzeża, aż po Helsinki, gdzie przepłynąłem promem do Tallina. Przez Estonię, Łotwe i Litwę zjechałem do Polski. Tam zaliczyłem parodniowe zwolnienie tempa przejeżdżając ze znajomym Bociani Szlak ( polecam – wrócę tam ), po czym udałem się na południe do Żor na chwilowe przesortowanie sprzętu i zminimalizowanie wagi. Stwierdziłem, że zawsze przyjemniej jechać w stronę domu, tak więc udało mi się znaleźć tani lot do Kutaisi w Gruzji, gdzie wystartowałem swoisty drugi etap podróży zjeżdżając Gruzję w „turystycznym” tempie odwiedzając znajomych poznanych rok wcześniej, po czym przez północ Turcji, która wyssała ze mnie całą energię życiową (przez kulturę jazdy tamtejszych kierowców), przejechałem do Bułgarii. Z Bułgarii wjechałem do Serbii a następnie do Rumunii, gdzie koło Timisoary zaliczyłem trzydniowy postój na regenerację, po czym wyruszyłem w stronę Cieszyna przez Węgry, Słowację i Czechy. W drugiej połowie września dotarłem do domu stęskniony za rodziną, ale niezbyt zaspokojony w kwestii podróży.

 Redakcja. Wiem też, że podróżujesz z rowerem samolotem. Czy nie sprawia Ci trudności jego przewiezienie wraz z ekwipunkiem?

Szymon. Tak, ostatnimi czasy tanie linie stały się moim głównym środkiem „dolotu” na miejsce z rowerem, głównie przez jakże niefortunną okoliczność mieszkania na wyspach brytyjskich. Jak sama nazwa wskazuje – jesteśmy otoczeni wodą ze wszystkich stron, więc nawet jakbym miał dużo czasu i bardzo bym chciał poznawać po drodze wyspy, każda droga prowadzi do portu. Z samymi przelotami i bagażem nie ma większego problemu. Jedna lekka torba do transportu roweru w zupełności wystarcza żeby pomieścić cały bagaż: rower, narzędzia i cztery siatki kanapek na drogę. Po przylocie na miejsce i złożeniu roweru w całość składam tylko torbę w kostkę, pakuje na dno plecaka, lub sakwy i jadę gdzie mnie oczy poniosą. Torba waży niecałe pół kilo, a daje komfort szybkiego przemieszczania się w razie nagłej potrzeby (ewentualny pociąg, autobus, lot…) a do tego jest całkiem dobrym śpiworem awaryjnym, lub podkładem pod matę albo karimatę.

 

 

Redakcja. Gdzie zazwyczaj nocujesz?

Szymon. Zawsze wożę ze sobą namiot i przez 95% odpoczynków w nim nocuję. Jest to najprzyjemniejsza jak dla mnie metoda dająca dużo swobody oraz możliwości obcowania z naturą przez całą dobę poznania ciekawych miejsc i ludzi przez zrządzenie losu. W razie tragicznej pogody i kompletnego przemoczenia przez więcej niż siedem dni rozważam spanie w tanim hostelu, albo coachsurfingu, jednak rzadko mi się to zdarza. Budżetowe podróże blisko natury to to, co lubię najbardziej.

 Redakcja. Jeśli śpisz zazwyczaj pod namiotem to gdzie go rozbijasz i na jaki czas przed zmierzchem?

Szymon. Zazwyczaj jadę do czasu kiedy słońce pojawi się przy horyzoncie, lub kiedy przejadę swój dzienny limit (w zależności od terenu i dni jazdy, od 50 do 200 kilometrów), wtedy zaczynam rozglądać się za noclegiem. Mogą to być krzaki przy ruchliwej drodze, las, kawałek łąki, pole, plaża nad jeziorem – jedyne wymaganie jakie mam to spokój od tłumów ludzi, co zazwyczaj nie stanowi problemu. Co jakichś czas wskazany jest również zbiornik wodny w celu zniwelowania potencjalnych zapachów ciała, które przyprawiają o zawroty głowy napotkanych na drodze ludzi.

 Redakcja. Zagrajmy w grę skojarzeń: Daj sobie chwilę do zastanowienia i wybierz kilka przez Ciebie odwiedzonych miejsc, które najbardziej Ci utkwiły w pamięci. Pokrótce powiedz z czym Ci się kojarzą?

Szymon. Jeżeli miałbym podać parę miejsc, które przychodzą mi na myśl to tak:

– okolice Kazbegi w Gruzji; jak dla mnie jest to synonim całkowitej dominacji natury nad człowiekiem, przestrzeni i potęgi natury. Góry, które ciągną się w nieskończoność i szczyt Kazbega, który wyłania się z ponad chmur – dużo wyżej od miejsca, w którym się go spodziewasz patrząc w górę.

– okolice Rae w Estonii – niesamowite adaptacje wiatraków na domy mieszkalne, piękne lasy i jakaś dobra aura odczuwalna w tym miejscu – niektóre wsie przypominają wioski smerfów

– północny wschód Polski – Spychowo oraz wszystko co ciągnie się na północny-wschód od niego. W jakichś sposób korzenie wiedzą gdzie ich miejsce, moja mama pochodzi z tamtych okolic i będąc w Spychowie, albo w Przerwankach czuję się, że jest to moje miejsce na Ziemi.

– oczywiście Żory, dom pozostanie na zawsze domem. Na wyciągnięcie ręki mam tu wszystko czego mi potrzeba: góry, jeziora, rzeki, lasy, małe klimatyczne miasto w otoczeniu wsi, ahh.

– na ostatnie skojarzenie pójdzie okolica Pitea w Szwecji – uwielbiam tamtejsze lasy, zapach żywicy i kwitnące kwiaty z widokiem na Bałtyk. Już na zawsze będą mi się kojarzyły ze słoneczną Szwecją, której tak mało można doświadczyć.

 Redakcja. Wydajesz właśnie swoją publikację “Czas drogi” – gratuluję, kto jest wydawcą tej książki oraz gdzie będzie można ją kupić? Czego również można się po niej spodziewać?

Szymon. Jak na razie rozeszło się pięćdziesiąt sztuk z próbnej puli wydanej przez moich znajomych na moje urodziny – dobry prezent. 🙂 Obecnie zastanawiam się nad dodrukiem poprawionej wersji i dystrybucji drogą pocztową. Co do samej książki jest to delikatnie przeredagowany dziennik mojej podróży z poprzedniego roku opisujący miejsca, historię oraz spostrzeżenia. Myślę, że czytając ją można mnie bliżej poznać: jest w niej sporo mojego toku myślenia i abstrakcyjnego charakteru pisania. Nie powiem, że ją polecam, ale jest to książka szczera i otwierająca drogę do pojęcia „ducha podróży”, który siedzi w tak wielu z nas.

 Redakcja. Jak sobie radzisz  z samotnością?

Szymon. Niektórzy ludzie potrafią kreatywnie spędzać czas w swoim własnym towarzystwie, ja zdecydowanie do takich należę, nie znaczy to że unikam towarzystwa bo spotykanie na drodze ludzie to jedna z większych wartości w długich podróżach. Zwłaszcza w przypływach przenikliwej samotności pojawiającej się przy długich przejazdach przez góry, albo tereny niezamieszkane kiedy przez długi czas nie widzimy żadnej twarzy, jesteśmy daleko od domu i jeszcze przez dosyć długo stan ten pozostanie niezmienny. W moim przypadku najlepszym wsparciem jest muzyka (czasem książka w przerwach od jazdy). Podczas samej jazdy lubię myśleć nad logicznymi, albo filozoficznymi problemami, wymyślać historie na potencjalne książki (już nie o podróżach) a w ekstremalnych przypadkach od czasu do czasu głośno do siebie mówię lub śpiewam, żeby usłyszeć swój głos pośród szumu opon (jakkolwiek szalenie to zabrzmi). Zdecydowanie pomaga mi to w utrzymaniu motywacji, która jest chyba najważniejsza w tego typu wymagających przejazdach. Dzień przerwy co jakiś czas jest także potrzebny – zaakceptowałem to po dość długim czasie. Niestety mam dość samo-destrukcyjny typ charakteru i potrafię działać na własną niekorzyść przez zbyt długie przejazdy, albo przez całkowity brak przerwy od roweru podczas podróży i myślenie tylko o jeździe i kolejnych przebytych kilometrach. Nie róbcie tego, nie w tym tkwi piękno podróży.

 Redakcja. Czy myślałeś kiedyś by wybrać się na rajd rowerowy dookoła Polski?

Szymon. Nie myślałem nigdy o rajdach rowerowych. Bardzo cenie sobie wolność i jazdę we własnym tempie oraz spontanicznie odkrywając różne ciekawe miejsca lubię jechać tam gdzie mnie niesie intuicja i wzrok. W przyszłości rajdu nie wykluczam, może udam się w jakąś dłuższa podróż rowerem z większą ilością osób.

 Redakcja. Pytanie o żywność na trasie. Co jadasz i co pijasz? Czy zanim wyruszysz w drogę kupujesz żywność, czy zaopatrujesz się na bieżąco w sklepach i marketach?

Szymon. Moim głównym elementem diety jest owsianka, albo ryż – tanie, lekkie, w miarę szybkie w przygotowaniu, zapychające i dostępne wszędzie. Do tego zazwyczaj mam ze sobą bochenek chleba, kromki wazy, albo inne wypieki na szybkie przegryzki. Przed dłuższą trasą zaopatrzam się w zestaw batonów na szybki wzrost energii w krytycznych sytuacjach i puszkę ryb na czarną godzinę a po drodze jem to co złowię, znajdę, lub kupię u „lokalsów” – nawyki żywieniowy w danym miejscu to doskonały sposób na poznanie kultury „lokalsów”. 🙂 Przez jedzenie do serca, a ja serce mam pojemne.

 Redakcja. No to już ostatnie pytanie tym razem o finansowanie swoich wypraw. Jak to u Ciebie wygląda, czy fundusze pochodzą z Twojej własnej kieszeni, czy może chciałbyś podziękować pięćdziesięciu sponsorom?

Szymon. Jak najbardziej z mojej kieszeni, chociaż po premierze pierwszego filmu, mam nadzieję na znalezienie paru sponsorów sprzętowych lub finansowych na dalsze produkcje podróżnicze i szerzenia stylu życia marzyciela.

Szymon Baradziej (1993)

Prowadzi strony internetowe:

Wywiad spisano dnia: 25 kwietnia 2015 r. w Manchester / UK


Pełna fotogaleria zdjęć:

Leave a Reply

Your email address will not be published.