Wyprawa rowerowa z Kalisza do Warszawy. (705km)

data: 21-26 maja 2012 r.

przebieg całkowity: 705km.

czas/wyprawa: 6-cio dniowa.

ważniejsze miejscowości: Kalisz – Bełchatów – Piotrków Trybunalski – Sulejów – Tomaszów Mazowiecki – Skierniewice – Żyrardów – Pruszków – Warszawa – Płock – Włocławek – Izbica Kujawska – Koło – Turek – Kalisz.

poziom trudności: dla zaawansowanych hardcorowców ;-)

uczestnicy: z Bogiem.

Wyprawa sama w sobie tak naprawdę jest treningiem przed tegorocznym planowanym wyjazdem w sierpniu nad Bałtyk, w którym zamierzam zrobić w 17 dni ok.1600-1700km i tym samym zdobyć odznakę szlaku latarni morskich. Na wyjazd do Warszawy złożyło się wiele czynników sprzyjających takich jak: odebranie zaległego urlopu z pracy, pogoda, bo ta była wręcz wymarzona i znajomi, którzy z chęcią ugościli mnie w stolicy. Nic tylko korzystać. Preferuję oczywiście aktywny wypoczynek – przed komputerem zdążę się jeszcze nieraz nasiedzieć. Sztuką jest się od niego oderwać. Pozdrowienia dla tych, którzy śledzili moją trasę przez facebooka na bieżąco, gdyż zdawałem na niego raporty przez telefon raz na kilka godzin. 🙂

PEŁNA WIDEORELACJA Z TRASY NA ŻYWO JUŻ DO OBEJRZENIA:

FILM TRWA GODZINĘ ALE NAPRAWDĘ WARTO.

…………………………………………………………………………………………

DZIEŃ PIERWSZY

Kalisz – Piotrków Trybunalski – Sulejów = 182,6km

…………………………………………………………………………………………

Wyruszyłem z Kalisza o godzinie 5:30 do Sulejowa zajechałem gdy było już ciemno – na pewno po godzinie 21:00. Tak więc podróż zajęła mi ok. 16 godzin. Tempo nie było wcale szybkie ok. 15-20km/h i niestety pod wiatr, choć może ktoś w to nie uwierzyć, bo tego dnia był straszny upał ok. 28C. Wiatr ten czasami jednak pomagał mi w oddychaniu, bo gdyby nie on z braku tlenu na tym skwarze można byłoby się rozłożyć na jezdni. Miałem dwa dni jadąc do Warszawy cały czas pod wiatr, który słabł zazwyczaj wieczorami i wtedy najlepiej mi się jechało.

Z pozdrowieniami dla Tomasza Wiertelaka

Przekichana sprawa, zwłaszcza w taki upał.

Wiele dróg prowadziło mnie przez lasy, ale najciekawszymi rejonami dla mnie były okolice Bełchatowa i Szczercowa a dokładnie widoczna z daleka kopalnia węgla brunatnego. Gdyby ktoś nie wiedział mógłby pomyśleć, że byłem w górach a to jedynie nasypy ziemi. Obszar kopalniany jest naprawdę spory gdzieniegdzie można było dostrzec spycharki i koparki na różnych wysokościach nasypów.

Na uwagę na pewno zasługuje miasto Piotrków Trybunalski, które dość szybko przejechałem, bo zatrzymałem się w nim na jedyne 10 min na Głównym Rynku i kilka razy gdzieś przy głównej ulicy, aby zrobić zdjęcie. Warto byłoby kiedyś się w nim na dłużej zatrzymać.

Mury miejskie

Główny Rynek.

Nockę spędziłem w wynajętym pokoju we Villi Klaudia w Sulejowie przy ulicy Grunwaldzkiej 5. Znalazłem ten adres wcześniej w internecie i zarezerwowałem sobie tu nocleg na 2 tygodnie przed. Przyjechałem tu dość późno i najlepsze jest to, że wtedy nikogo w nim nie było w środku. Traf chciał, że spotkałem podjeżdżającego właściciela samochodem, który mieszkał tak naprawdę w tym “domku szeregowym”, do którego wejście było z innej strony. Właścicielka wprowadziła mnie do środka dając mi klucz i tak naprawdę miałem cały parter z dwoma pokoikami i łazienką tylko dla siebie. To mi się podoba 🙂 Oby więcej takich miłych niespodzianek na trasie.

“Villa Klaudia”

Interaktywna mapa:

Trasa wiodła kolejno miejscowościami:
Kalisz, Borek, Stobno, Bałdoń, Godziesze Wielkie, Aleksandria, Brzeziny, Czempisz, Dzięcioły, Fajum, Kamieniki, Trzcinka, Źuraw, Wiertelaki, Brąszewice, Zwierzyniec, Łagiewniki, Stanisławów, Złoczew, Czarna, Stolec, Szynkielów, Konopnica, Głuchów, Wola Wiązowa, Vincentów, Dęby Wolskie, Pierzyny Duże, Pierzyny Małe, Obrów, Chabielice Kolonia, Chabielice, Janówka, Osiny, Trząs, Zarzecze, Kurnos Drugi, Kurnos Pierwszy, Bełchatów, Dobrzelów, Mzurki, Gomulin, Piotrków Trybunalski, Poniatów, Korytnica, Przygłów, Sulejów.

…………………………………………………………………………………………

Galeria zdjęć:

…………………………………………………………………………………………

DZIEŃ DRUGI

Sulejów – Warszawa = 180,1km

…………………………………………………………………………………………

Wyjazd jak na taką odległość, która mi wyszła do Warszawy, bo 180,1km dość o późnej godzinie. Po pierwsze musiałem odpocząć po wczorajszej jeździe a po drugie musiałem poczekać do godziny 6:00 na otwarcie sklepu by sobie kupić prowiant na drogę. Nieco przed godz. 7:00 wyjechałem z Sulejowa. Zanim jednak wyjechałem objechałem sobie zamek – Opactwo Cystersów z XII wieku, które znajduje się na Szlaku Romańskim. W zamku znajduje się tablica pamiątkowa dla uczczenia pobytu króla Władysława Jagiełły w dniach 23-24 czerwca 1410 roku podczas przemarszu rycerstwa polskiego na pola Grunwaldu przeciwko zakonowi krzyżackiemu. Więcej zdjęć oczywiście w pełnej galerii na dole tego dnia.

Przed zamkiem.

Tablica pamiątkowa.

O tym, że nadłożyłem z 10km powinienem też napisać – ani jest się czym chwalić, ani cieszyć. Zmęczenie zrobiło swoje i to jeszcze ze samego rana. Postanowiłem wyjechać ze Sulejowa inną trasą niż zakładałem do tej pory, czyli nie przez Smardzewice po prawej stronie jeziora Sulejowskiego tylko po lewej stronie jeziora wytyczonym szlakiem rowerowym, na którym tak naprawdę nic nie było. Plułem sobie w brodę, bo przejechałem wzdłuż całe jezioro a nawet go nie widziałem tylko same lasy, ale nie były to byle jakie lasy, bo Sulejowskiego Parku Krajobrazowego 🙂 No nic trzeba było nadrobić straty i podjechać do tamy na jezioro chociaż na chwilę, bo wstydem go nie zobaczyć będąc już tak blisko.

Jezioro.

Tama przy Jeziorze Sulejowskim.

Dalej na trasie miałem taką przygodę, że rozładował mi się telefon, w którym mam również nawigację i kontakt ze światem został zerwany. Wiadomo większe zapotrzebowanie na prąd. Telefon zazwyczaj mam cały czas pod stałym zasilaniem, które czerpie tak naprawdę z prądnicy roweru (wyższa szkoła jazdy – będzie o tym w następnym odcinku), ale tego dnia oderwał mi się kabelek łączący wtyczkę do telefonu. Poradziłem sobie w ten sposób, że podładowałem go w jednym sklepie przez 20 minut. Wcale nie było to takie proste, bo w innym ze sklepów mi tego odmówili.

Trasa jak na ten dzień była dość długa i męcząca z uwagi na to, że zbliżałem się pod Warszawę i pojawiało się coraz więcej rozpędzonych samochodów i tirów, które mnie non stop wymijały. To już nie było fajne. Ciekawym miasteczkiem przez które tak naprawdę przemknąłem od boku jest Żyrardów.

Panoramka Żyrardowa

Do Warszawy wjechałem równo o 21:30 o czym świadczy również nagranie z trasy, bez którego wiele rzeczy bym pozapominał. Było już ciemno i wjechałem trzypasmową ulicą. Znalazłem się ni stąd ni zowąd nagle na środkowym pasie a tiry wyprzedzały mnie już z prawej i lewej strony. To też nie było fajne, bo nie miałem jak zjechać na prawy pas jezdni i gnałem razem z nimi w stronę tranzytu. W końcu udało mi się zjechać na pobocze. Serce stanęło w gardle i starałem się już później nie wjeżdżać na ulicę główną tylko jechać chodnikiem i specjalnymi pasami dla rowerzystów, których było coraz więcej. Do znajomych dojechałem jakąś godzinę później czyli po 22:30. Gdyby nie nawigacja w telefonie to krążyłbym pewnie po mieście do rana. Dzięki pani Halinko 🙂

Interaktywna mapa:

Trasa wiodła kolejno miejscowościami:
Sulejów, Golesze Parcela, Golesze Duże, Młoszów, Swolszewice Małe, Tomaszów Mazowiecki, Zaborów Pierwszy, Sangrodz, Ujazd, Zaosie, Budziszewice, Stary Józefów, Mierzno, Rękawiec, Nowiny, Stanisławów, Żechlinek, Naropna, Wolica, Głuchów, Celigów, Michowice, Borysław, Wola Wysoka, Julków, Dębowa Góra, Ludwików, Balcerów, Skierniewice, Pamiętna, Kamion, Wygoda, Marianów, Puszcza Mariańska, Bednary, Żyrardów, Jaktorów-Kolonia, Grodzisk Mazowiecki, Pruszków, Warszawa.

…………………………………………………………………………………………

Galeria zdjęć:

…………………………………………………………………………………………

DZIEŃ TRZECI I CZWARTY

Pobyt w Warszawie

…………………………………………………………………………………………

Większość z Was pewnie myśli, że mój pobyt w Warszawie opierał się głównie na odpoczynku, lecz prawda jest taka, że musiałem zaliczyć kilka miejsc głównych w stolicy + te które sobie wyznaczyłem wcześniej. Zatrzymałem się u znajomych – Pawła i Ewy na 3 noce, czyli 2 pełne dni na ul. Nowolipki. Do centrum pieszo miałem moim zmęczonym chodem ok.35-40min, tj. 4 przystanki. W samym mieście zrobiłem rowerem na oko na pewno coś k. 50km przez 2 dni. W pierwszy dzień musiałem się nieco oswoić z ulicami i panującym tam ruchem – stylem jazdy bym powiedział. Każdy gna przed siebie ledwie zaświeci się zielona lampka sygnalizacyjna; a jak się pojedzie 2 sekundy po jej zaświeceniu to już ma się kogoś przed sobą. Troszkę chamski styl jazdy – policja raczej nie zważa na tych, którzy rowerem śmigną na czerwonym świetle przez pasy, bo musiałaby łapać takich co minutę. Pomimo tego wszystkiego da się jeździć rowerem po Warszawie –  jest bardzo dużo wydzielonych pasów dla rowerzystów i po większościach ulic również się da tylko trzeba uważać. Dużo też daje oczywiście orientacja w terenie. Dużo, bardzo dużo wycieczek autokarowych – nie tylko ja byłem tam przyjezdnym. Wiadomka 🙂

Szklane domy.

Zdjęcie wysłane z telefonu na facebooka – tu akurat byłem pieszo. 

“Śródmieście Centralne wjeżdża na Twą bazę”

Poznajcie Leona zawodowca, który spał mi w torbie.

Przed Grobem Nieznanego Żołnierza.

Przy fontannie w miejskim parku. Na pewno ją kojarzycie.

Na Wilanów natomiast pojechaliśmy z Ewą samochodem. Trzeba było trochę odpocząć od roweru i wziąć się za zdjęcia.

Pawie w parku są zjawiskiem normalnym, najlepsze jest to, że podchodzą do ludzi tak jak i inne zwierzęta.

Pałac na wodzie.

Modelka – Ewa.

Pomnik Bolesława Prusa. Na szarfie widnieje napis: Honorowemu Członkowi w 100 rocznicę śmierci Warszawskie Towarzystwo Cyklistów. Dołączam do tego hołdu.

Tu z Hubertem – pakerem 🙂

W drugim dniu pobytu w Warszawie od rana pojechałem ok 13km dalej z centrum, czyli do Wilanowa. To co mnie zaskoczyło, to sprawa wejścia z rowerem na teren parku. Zostałem odesłany do punktu wyjścia, żeby go tam zostawić i wejść normalnie bez niego. Na nic się zdały tłumaczenia, że jestem z Kalisza i przyjechałem tu specjalnie rowerem, i że chciałem sobie zrobić tylko jedno zdjęcie z rowerem i go zaraz przypnę. Obiekt państwowy i tyle. Nie dało rady dlatego na szybko zrobiłem sobie nieco na uboczu poniższe zdjęcie. Problem miałem z zostawieniem roweru przy wejściu, bo zostawiłem wszystkie klucze w mieszkaniu na Nowolipki. Nie miałem jak przypiąć kłódki. Wszedłem do kasy biletowej i poprosiłem o pomoc – dopiero dzięki uprzejmości jednej z pań mogłem przypiąć sobie rower do jej roweru i do jednego ze stojaków. Uff już myślałem, że nie porobię zdjęć 🙂 Przecież to główny cel wyprawy.

Pałac nieco za ogrodzeniem, ale dokument jest.

Panorama pałacu złożona z kilku zdjęć – wykonana z ręki.

Palma mi odbija.

Zbliżenie.

Wejście na teren parku mi się trafiło tego dnia – miałem je za darmo.

Bilet wstępu – przód.

Bilet wstępu – tył.

Stadion Legia Warszawa.

Przed Sejmem, ale “wieś”.

Zamek Królewski.

Kolumna Zygmunta.

Starówka.

Starówka.

Z Hubertem i Pawłem

Barbakan

Warszawska Wytwórnia Wódki na Pradze. Zarąbista dzielnica.

Tu anioły nawet piją. Praga

Przed Stadionem Narodowym.

Miasto nocą. Szkoda, ze nmie udało mi się wejść o tej godzinie na taras widokowy.

Miasto nocą.

Miasto nocą.

Galeria zdjęć:

…………………………………………………………………………………………

DZIEŃ PIĄTY

Warszawa – Płock – Włocławek = 197km

…………………………………………………………………………………………

I wiecie co? gdyby nie moje harcorowe życie to bym opisał te wszystkie chwile na spokojnie a nie o północy tak jak teraz to robię, ale tak się po prostu nie da – nie mam kiedy – teraz, albo nigdy i w tym zaczynam odnajdować piękno. W tej całej pogoni trzeba się po prostu odnaleźć – robić cały czas swoje, wiedzieć dokąd się zmierza by móc czasami odpocząć. I co ważne nie zagubić w tym siebie gdy wokół setki szeptów, które mówią Ci co masz robisz. Posłuchasz ich – zginiesz! To takie przemyślenia odnośne właśnie tego odcinka drogi; z Warszawy do Płocka. Być może źle to wszystko wyliczyłem, bo nie miałem też zbytnio na to czasu i przyjąłem to za prawdę ile mam przejechać kilometrów tego dnia. Ludzkie ciało jest tak skonstruowane, że wypełni każdy rozkaz umysłu aż do momentów ekstremalnych i o wiele dalszych. Może zrobić dla Ciebie zawsze więcej niż Ty sam myślisz. Istnieją pewne granice bólu, które docierają do naszego umysłu przez różne bodźce. Ciała nie należy lekceważyć, bo później się to odbije choć z czasem następuje regeneracja i to jest właśnie piękne. Gdyby ciało ludzkie się zużywało raz na dobre to prawdopodobnie żylibyśmy przynajmniej o 5 razy krócej.  Na szczęście tak nie jest. Zaufałem sobie i byłem jakby zjednoczony z tym wszystkim co mnie otacza – to jest ten stan umysłu, w którym myślisz sobie, że nie masz na nic siły a mimo tego i tak jedziesz – nawet jeśli padniesz gdzieś do pobliskiego rowu – nadal jedziesz. Stan wyczerpania fizycznego.

A było to tak.. Wyjechałem z Warszawy coś po godzinie 8:00 i.. nie mogłem z niej wyjechać, czyżby chciała mnie zatrzymać na dłużej? Sam wyjazd ulicami, ścieżkami rowerowymi pod tranzytami, obwodnicami zajął mi ok. 2 godzin. Ciągle coś jak nie utrudnienia przejazdu to jakieś budowy. Gdy już wyjechałem było mi od razu łatwiej odnaleźć właściwą drogę na miejscowości, które sobie wyznaczyłem. Pierwszą ważniejszą z nich był pałac w Jabłonnej i tu miałem dłuższy postój.

Przed pałacem w Jabłonnie.

Chcecie poznać historię pałacu? przeczytajcie.

Od Jabłonnej skierowałem się z mocno uczęszczanej drogi przez tiry na wał przeciwpowodziowy przy Wiśle i jechałem sobie polną drogą aż do miejscowości Boża Wola przy Nowym Dworze Mazowieckim. Nic tylko zaufać Bogu i niech dalej mnie prowadzi.

Ścieżką wzdłuż Wisły.

Rezerwat Przyrody Kępy Kazuńskie.

Na uwagę zasługuje miejscowość Czerwińsk nad Wisłą, którą zapamiętam jako kolorową wioskę z wiejskimi chatkami i kościołem.

Romańska bazylika i opactwo z XII wieku.

Kolorki dla mnie przepiękne. Cały mały ryneczek jest w podobnych chatkach.

Płock. Wjechałem do Płocka dopiero po godzinie 21.00 zmęczony po całym dniu jazdy – miałem na liczniku już przejechane ok. 150km a przede mną było jeszcze niecałe 50. Kulałem już na nad-ciągnięte ścięgno pod lewym kolanem i musiałem sobie robić już minutowe przerwy raz na 10-15 minut jazdy. Miasteczko z oddali przy Wiśle i przy zapadającym zmroku bardzo ładnie się prezentowało. Wjechałem do niego przez most tylko na chwilę a później i tak stwierdziłem, że muszę z powrotem przejechać przez most i jechać najkrótszą trasą do Włocławka, w którym miałem zarezerwowany pokój noclegowy. Hmm. Żałowałem tego później, bo mogłem wziąć jakiś na szybko właśnie w Płocku – jeszcze wtedy nie wiedziałem co mnie czeka. Przed godziną 22.00 znalazłem się na trasie Płock – Włocławek. Jest to trasa prowadząca wzdłuż Wisły praktycznie przez same lasy. Oświetlenie dawało mi tylko światło przednie roweru i włączona nawigacja w telefonie. Do światła nagle zaczęły ściągać pełne chmary ciem i uderzać mi o lampkę przednią wpadać mi prosto w oczy i odbijać się ode mnie całego. Stanąłem dopiąłem bluzę do szyi, założyłem okulary z przezroczystymi szkłami i kask na głowę było już trochę lepiej choć ciężko do czegoś takiego się przyzwyczaić. Przez jakieś pół godziny – godzinę byłem atakowany przez bezbronne ćmy. Dalej już ich nie było – za to były jakieś inne owady, które do mnie lgnęły, bo byłem cały rozgrzany. Wiadomo jak jest w lesie. Stanąłem na chwilę – światła gasły – ciemno – nic nie widać. Od czasu do czasu przejechał jakiś samochód oświetlając mi drogę – wiedziałem chociaż jak droga dalej prowadzi, czy ma zakręty, czy będzie pod górkę czy nie. Później stawałem już tylko przy najbliższych latarniach jak się pojawiały i tym sposobem przez kilka godzin jadąc wolnym tempem zajechałem do Włocławka. Dalej doprowadziła mnie nawigacja. Tego dnia zrobiłem 197km i myślałem, że przez następny tydzień nie wstanę – jakby to powiedział ogrodnik “nie przesadzajmy”, ale tak było. Zajechałem grubo po północy do kwatery, w której czekał na mnie jej właściciel.

Zamieszczone ze współrzędnymi geograficznymi na facebooku.

Most nad Wisłą do miasta.

Panorama Płocka ok. godz. 21.00

W wynajętym pokoju we Włocławku. Miło, miałem 4 łóżka do wyboru.

Pokoje gościnne Katal – ul. Leśna 29.

Interaktywna mapa:

Trasa wiodła kolejno miejscowościami:
Warszawa, Jabłonna, Wólka Górska, Nowy Dwór Mazowiecki, Zakroczym, Ostrzykowizna, Emolinek, Goławin, Chociszewo, Zarębin, Sielec, Czerwińsk nad Wisłą, Wola, Chmielewo, Wyszogród, Januszew, Arciechów, Łady, Wola Ładowska, Władysławów, Suchodół, Piętrówek, Zysk Polski, Nowosiadło, Juliszew, Wymyśle Polskie, Stara Korzeniówka, Dobrzyków, Płock, Soczewka, Brwilno Dolne, Stary Duninów, Nowy Duninów, Skoki Małe, Dobiegniewo, Mostki, Wistka Królewska, Włocławek.

…………………………………………………………………………………………

Galeria zdjęć:

…………………………………………………………………………………………

DZIEŃ SZÓSTY

Włocławek – Kalisz = 145,4km

…………………………………………………………………………………………

W tym dniu wstałem tak, żeby się wyspać, czyli coś po godzinie 9.00 (to już nie 6.00) 🙂 i na spokojnie poszedłem do sklepu po prowiant na dzisiejszą drogę. Zrobiłem sobie śniadanie, spakowałem się do godziny 10.00 i parę minut po wyruszyłem pozwiedzać miasto. Pojechałem głównymi ulicami w stronę mostu nad Wisłą przy katedrze na ostatnie fotografie tej rzeki. Można powiedzieć to ostatnie pożegnanie Wisły. Pogoda wciąż dopisywała – wciąż słoneczko, choć już nie tak wysoka temperatura jaką miałem w 1 dzień wyprawy. Błękit nieba, błękit rzeki i nawet przelatujące mewy 🙂 To jest to.

Domek szachulcowy.

Ostatnie chwile nad Wisłą.

Katedra.

Rozkopany Główny Rynek.

Wyjazd z Włocławka.

O Włocławku mogę napisać tylko takie spostrzeżenia na szybko, że jest to całkiem przyjazne miasto mające swój klimat, choć może nie ma w nim zbyt wielu atrakcji turystycznych. Jest na pewno Wisła – widziałem też fajny pareczek, ryneczek, Główny Rynek. Reszta pewnie zależy od tego, czy się w nim coś dzieje, czy nie, czyli od jakiś większych imprez, które by ściągnęły do niego ludzi. Po za tym mi się w nim podobało – nie było takiego chaosu jak w typowo miastach podwarszawskich i można było trochę odpocząć. Im dalej stolicy – tym mniej tirów i pośpiechu.

Między godziną 11:00 a 12:00 byłem już na trasie, dodam, że najkrótszej trasie do Kalisza, bo wyznaczoną miałem całkowicie inną przez Łęczyce. Pominąłem ten fakt – miałem już dość przygód po dniu wczorajszym. Z Włocławka do Kalisza jest ok 135-140 km. Kierowałem się na miejscowość Brześć Kujawski, dalej Koło, Turek.

Nachylenie 7%.

Pałacyk przy w Lubrańcu. Uwaga teren prywatny.

Kościół w Lubrańcu.

Nie pamiętam gdzie to było dokładnie, ale to już Wielkopolska 🙂

Jestem w domu.

W Kole miałem dłuższy godzinny postój w jednej restauracji, której się naszukałem ze 20min, żeby móc coś zjeść. Przy Głównym Rynku nie znajdziecie dosłownie nic. Jest opustoszały wokół, jedynie może sklep spożywczy. Kilka minut rozmowy z mieszkańcem na temat historii kamienic i w drogę.

Starostwo Powiatowe w Kole.

“Sahara”.

Takie widoki potrafią cieszyć 😉

Ostatnie zdjęcie z tej wyprawy – to było w okolicach Cekowa Kolonii pomiędzy Turkiem a Kaliszem.

Do Kalisza dojechałem coś przed północą jadąc sobie spokojnym tempem. Co ciekawe co mi się podobało wjechałem ulicą Warszawską i dalej  Mostem Warszawskim do centrum – tego akurat nie planowałem 🙂 Dalej w poszukiwaniu sklepu. Zwycięskie piwo musi być!

Kalisz, Dobrzecka 50. Monopol.

Interaktywna mapa:

Trasa wiodła kolejno miejscowościami:
Włocławek, Pikutkowo, Brześć Kujawski, Rzadka Wola, Bielawy, Lubraniec, Borek, Milżyn, Wiktorowo, Izbica Kujawska, Świętosławice, Brdów, Sokołowo, Wrząca Wielka, Czołowo, Koło, Kościelec, Olimpia, Tarnowa, Vincentów, Dzierżązna, Szadłów Pański, Turek, Cisew, Malanów, Feliksów, Nowe Prażuchy, Ceków Kolonia, Plewnia, Kamień, Skarszew, Szosa Turecka, Kalisz

…………………………………………………………………………………………

Galeria zdjęć:

 …………………………………………………………………………………………

Słuchajcie teraz ludki. Bardzo mile widziane przez Was są komentarze odnośnie tej wyprawy poniżej – to po pierwsze!

A po drugie: warto przejrzeć pełne galerie zdjęć nie tylko wybrane przeze mnie zdjęcia – pełne galerie są pod każdym podsumowaniem dnia. Jest możliwość nastawienia sobie pokazu slajdów funkcją: “View with PictLens” co Wam umili oglądanie. Spróbujcie.

Dzięki Wielkie za to, że dotrwaliście do końca tego wpisu. POZDRAWIAM.


Do zobaczenia na trasie!

 

3 thoughts on “Wyprawa rowerowa z Kalisza do Warszawy. (705km)”

  1. Super zdjęcia i wg wszystko superanckie, po takiej relacji i zdjęciach to tylko wsiadać na rower i w trasę.
    Nic tylko czekać na Twoje dalsze relacje z trasy…
    Pozdrawiam

  2. Tyle fotek tablic z nazwami miejscowości, a tabliczki z Pierzyn nie ma chociaż przejeżdżałeś 🙂

  3. Właściwie to chyba ją mam, ale na dysku komputera – nie wrzucałem wszystkich, bo kojarzę, że robiłem 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published.