Anglia rowerem. Manchester – Runcorn – Liverpool. (150km)

Trasa rowerowa / Cycling route
data / date: 03 maja 2014 r. / May
przebieg całkowity / total: 150 km = 94 miles
czas/wyprawa/time: 14 h
przebieg trasy / course: Manchester/Northenden – Altrincham – Lymm – Hrappenhall – Stockton Health – Daresbury – Halton (zamek) – Runcorn (most nad rzeką Mersey) – Hale – Speke – LIVERPOOL – Huyton – Widness – Runcorn – powrót tak samo.
uczestnicy: sam / alone

Opis / Description: Na nadejście tego dnia, gdy wyruszę rowerem do Liverpoolu czekałem bardzo długo. Po dwóch miesiącach mojego pobytu w Anglii nareszcie zrealizowałem swoje marzenie, które chodziło mi po głowie a nawet jeszcze wcześniej w Polsce. Jak wiecie staram się wykorzystywać każdą napotkaną okazję, bo może się ona już nigdy nie powtórzyć. Mam tego świadomość.

O godzinie szóstej rano wyjeżdżam z domu w trasę. Nie wiedziałem tylko, że będzie aż tak zimno, bo ok. zera. Dłonie i stopy marzną mi momentalnie pod wpływem przelotu powietrza. Docieram z Manchesteru do pierwszego miasteczka: Altrincham, w którym muszę dojechać do kanału. Kanał odnajduję bezproblemowo i kieruję się dalej wzdłuż niego w stronę ujścia rzeki Mersey do Morza Irlandzkiego w Liverpoolu. Jadę przybrzeżną ścieżką i patrzę jak przyroda budzi się do życia. Słońce nagrzewa wodę z kanału tak, że zaczyna się ulatniać z niej para. Po dwóch godzinach jazdy wszystko się normuje a słońce wychodzi ku górze. Robi się nieco cieplej – teraz nareszcie można normalnie jechać. Dzięki temu, że wyjechałem tak wcześnie z domu zyskałem na czasie dwie godziny – dla mnie to jakieś przeszło 30 km do przodu.

Pierwszą większą atrakcją turystyczną jaką napotykam na swojej drodze są ruiny zamku z 1134 roku na wysokim wzniesieniu w Halton, który obserwowałem już jadąc z ulicy od jakiegoś czasu. Nie planowałem akurat dziś nigdzie wysoko podjeżdżać, ale jak tu się nie oprzeć takiemu zabytkowi. / więcej fotografii we fotogalerii na dole

Dodatkowo wzniesienie w Halton; równa się = dobry punkt obserwacyjny okolicy. Dostrzegam z niego most nad rzeką Mersey w Runcorn, prowadzący do Hale, przez który zaraz przejadę.

W tle fabryka w Saint Helens

Dotarcie do mostu było łatwe, lecz sam przejazd przez niego jest niebezpieczny. Okazuje się, że to droga ekspresowa. Znalazłem się na moście na nie tej stronie ulicy co trzeba. Po jego drugiej stronie widzę oddzieloną od drogi ścieżkę dla pieszych i rowerzystów zatem szukam wzrokiem, czy nie ma koło mnie jakiegoś podziemnego przejścia, lecz go nie dostrzegam. Zaczynam więc kombinować jak przedostać się szybko na drugą stronę jezdni. Wyczekuję odpowiedni moment przebiegam na wysepkę na środku drogi i zatrzymuję się na pasach rozjazdowych. W międzyczasie zostałem strąbiony przez kogoś z nadjeżdżającego samochodu. Stoję minutę na środku wysepki i wyczekuję kolejny moment. Chwila wolna, szybki bieg i jestem już bezpieczny. Wjeżdżam na most swoim właściwym pasem rowerowym i nie muszę się obawiać o to, że ktoś zaraz mnie rozjedzie i będą mnie zeskrobywać szpachelką z jezdni. Czasami bywa gorąco.

Po przejechaniu długiego mostu skręcam pod nim od razu w lewo i wyjeżdżam na ścieżce rowerowej prowadzącej wzdłuż bulwaru rzecznego. Wiatr jakby trochę bardziej śmigał mi w koła. W końcu to już bardziej otwarta przestrzeń. Jadę wzdłuż rzeki Mersey w stronę morza.

Zmierzam w kierunku lotniska im. Johna Lennona w Liverpoolu. To na tym lotnisku wylądowałem 05 marca 2014 roku. Niedługo miną dwa miesiące od kiedy tu jestem. Zanim jednak do niego dotrę przejeżdżam obok pięknych w wiejskim stylu białych domków mieszkalnych. A oto mój ulubiony:

Wjeżdżam na lotnisko zataczam kilka kółek, albo jaskółek – jak kto woli i wyjeżdżam z niego na pierwsze rondo po czym za chwile z niego zjeżdżam pierwszą ulicą, aby dostać się do ciekawego budynku zwanego Speke Hall w rezerwacie Speke Garston. Wspaniałe miejsce na niedzielną przechadzkę – jedyna wada to taka, że park jest położony blisko lotniska.

Ponownie wjeżdżam na bulwar rzeczny – podziwiając widoki i latające nade mną mewy. Odczuwam pierwszy zapach morza. Zmieniło się nagle powietrze. Już nie czuję wyziewów spalin samochodów – nareszcie natura.

Jak już pisałem wielokrotnie: reprezentuję Kalisz – zawsze i wszędzie w moim sercu będzie. Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy czytają te słowa.

W Liverpoolu miałem przyjemność być tylko raz w życiu. Byłem tutaj w 2007 roku. Pamiętam jak przyjechałem do niego pociągiem (również z Manchesteru) po nocnej pracy na magazynie. Na zobaczenie tego miasta potrzeba jednak wielu dni a nie tylko paru godzin. Wywnioskowałem jednak to, że rowerem i tak zobaczyłem 3 razy więcej niż w roku 2007 roku chodząc po głównych deptakach. Kilka miejsc odżyło w mojej pamięci. To trochę tak jakby: “cofnąć się w przeszłość i szukać samego siebie będąc już całkowicie inną osobą, czy czasami gdzieś się na ulicy nie spotkam – siebie młodszego”. Tylko co ja starszy bym teraz mógł powiedzieć sobie młodszemu? Całkowicie inne czasy. Siedem lat minęło i wcale nie jak jeden dzień. Rozumiecie o co mi chodzi, bo wcale nie musicie? Najważniejsze, że ja rozumiem i że siebie odnalazłem.

Miasto jak miasto – powiedziałby każdy inny, każdy który nie zauważa różnicy. Ja widzę różnice, bo mam porównanie jak jest w innych angielskich miastach. Powiem dodatkowo tym, którzy narzekają na Liverpool, że to bardzo przyjazne miasto pomimo, że ruch w nim panuje całkiem spory. W końcu to Anglia i ciężko tu znaleźć takie miejsce, gdzie będzie całkowita cisza. Miasto z dostępem do morza – a to już daje mu przewagę nad innymi miastami. Czuć klimat ruchu turystycznego, czuć zupełnie inne, bardziej czystsze powietrze. Miasto Beatlesów i klubów piłkarskich: Liverpool F.C. (“The Reds”) i Everton F.C. (“The Toffees”). Po za tym znajdziemy tu wiele zabytków w Liverpool Maritime Mercantile City, które w 2004 roku zostały wpisane na listę  światowego dziedzictwa UNESCO.

Empire Theatre – Liverpool

Albert Dock, Liverpool

Bardzo chętnie spędziłbym tu jeszcze kilka godzin, kilka dni, lecz czas mnie ponagla. Droga do Manchesteru długa a ja stoję i przebieram kartki z wypisanymi ulicami i miejscowościami przez jakie mam przejechać. Myślę nad tym jak sobie skrócić trasę. Około godziny 15:00 staram się wyjechać z miasta. Nagle telefon, w którym mam nawigację informuje mnie, że ma słabą baterie. Pięknie było, ale się skończyło – myślę sobie. Próbuję dojechać do wylotowej ulicy, lecz te okazują się być za bardzo ruchliwe. Jeszcze raz spoglądam na zapiski i domniemywam, że muszę odnaleźć cyklostradę, która jest oddalona ode mnie o jakieś 7 kilometrów. No cóż, jeśli mam się nią później wydostać z miasta nie czekając na żadnych światłach ulicznych – to warto to zrobić. Dalszą trasę mam wypisaną na kartkach więc powinno jakoś lżej pójść. Pytam po swojemu (czytaj po angielsku) pewnego starszego Anglika o drogę – próbuje mi ją wytłumaczyć, ale trudno mu to powiedzieć, bo zbyt wiele ulic mam do pokonania. No nic, wskazał mi chociaż kierunek. Co jakiś czas włączam jeszcze nawigację używając dokładnych map z internetu a po czasie biorę się na sposób i uruchamiam w telefonie tryb samolotowy. To taki tryb, który odłącza mnie całkowicie od sieci komórkowej – wszystko inne działa. Telefon przez to zużywa mnie baterii. Po jakiś aż 40 minutach trafiam na ścieżkę, która została usytuowana pomiędzy dwoma rondami koło siebie. Kto by pomyślał? Nareszcie się udało – nie powiem, że nie najadłem się przez to sporo stresu

Cyklostrada w Liverpoolu

Dalsza droga prowadzi miejską cyklostradą omijającą wszelkie ulice – prowadzi wyłącznie pod nimi (pod mostami). W pewnym miejscu muszę jednak z niej wyjechać, aby kierować się w kierunku Manchesteru. Dalsze dwie godziny jazdy schodzą mi na błądzeniu, lecz poruszam się cały czas do przodu. Zgodnie z moją zasadą: nie wiesz gdzie jechać – po prostu jedź – musisz gdzieś wyjechać i być może wyjedziesz bliżej celu, oraz z drugą zasadą “Nie spać, zwiedzać – wszystkich wyprzedzać”.

Kieruję się w stronę mostu na rzece Mersey – tego samego, przez który przyjechałem. Pojadę za niego skojarzę miejsca to trafię do domu. Droga zaczyna się nieco dłużyć, gdyż nie mam wyboru i wjeżdżam na odcinek 4 kilometrowej drogi szybkiego ruchu. Ah ta cudowna nawigacja bez możliwości ustawienia przejazdu rowerem. W ciągłym pędzie aut przejeżdżam poboczem w wyznaczone miejsce. Zaczyna się rondo i to nie małe. Tu ronda są tak wielkie, że gdybym nie wiedział, że to rondo mógłbym pomyśleć, że jadę po łuku jakiejś drogi. Okazuje się, że aby dojechać do mostu muszę wjechać z drogi ekspresowej na kolejną ekspresówkę. Próbuję jeszcze tego nie robić i badam kolejną ulicę, ale ta urywa się na placu budowy. No nic – muszę jechać kolejnym odcinkiem ekspresówki – jak będzie możliwość to z niej zjadę. Tak własnie zrobiłem – 2 kilometry w niesprzyjających warunkach i szybki unik samochodów w lewo na rozjazd. Dalej bez niespodzianek dojeżdżam do mostu.

Za mostem wjeżdżam w ulicę główną i nią się kieruję w stronę miasta Warrington. Telefon przestał działać już całkowicie a kartka dojazdowa wypadła mi gdzieś po drodze z kieszeni bluzy. Jestem zdany tylko sam na siebie. To trochę jak survival – sztuka przeżycia. Człowiek w takich chwilach ma różne myśli, że może nie zdążyć dojechać przed zmrokiem, że jak nadejdzie noc to będzie trudniej trafić i wiecie takie tam głupoty. Tylko, że w mojej skórze siedzę ja sam i na owy czas nie było mi do śmiechu. Zaczynam pytać ponownie ludzi o kierunek. Po godzinie jazdy najpierw ulicami, zakrętami, wzdłuż kanału wyjeżdżam na odcinku ulicy, na którym dzisiaj byłem. Skojarzyłem od razu to miejsce i zacząłem szukać wjazdu na ścieżkę biegnącą wzdłuż drugiego kanału. Odcinam się na jakiś czas od ruchu ulicznego i w spokoju dojeżdżam do miasta Altrincham. Dalej znanymi już mi ulicami dojeżdżam do Manchesteru.

I tak właśnie minęła mi trasa do Liverpoolu. Mam nadzieję, drogi Czytelniku, że się nie zanudziłeś czytając kolejnych opowieści Gala z nad Prosny. Ja się dobrze bawiłem jadąc rowerem oraz później spisując tą całą historię. Kocham właśnie takie wolne życie oparte na wielu takich historiach, gdzie to ja mam stery.

Już niedługo będę miał dla Ciebie kolejną niespodziankę w postaci filmu, który muszę złożyć i podpiąć pod ten wpis. Będzie to film pt. “Rowerem po ulicach Liverpoolu”. Także, do zobaczenia na trasie. 🙂

Mapa trasy / Trip on the map:

Mapa Google:


Pokaż Anglia – Liverpool 145km na większej mapie
Fotogaleria / All photogallery:

Leave a Reply

Your email address will not be published.