data: 30 marca 2019r.
przebieg całkowity: 100km
czas/wyprawa: ~6,5h (jazdy)
odwiedzone miejscowości: Kalisz, Biskupice, Boczków, Gniazdów, Kościuszków, Czachory, Młynów, Słaborowice, Lewków, Michałków, Kołątajew, Ostrów Wielkopolski, Topola Mała, Gorzyce Małe, Tarchały Wielkie, Kaczory, Odolanów, Baby, Wierzbno, Łąkociny, Sulisław, Niemojewiec, Przybysławice, Pogrzybów, Raszków, Moszczanka, Szczurawice, Szczury …
uczestnicy: z Pawłem
Kolejny słoneczny weekend – jedni odpoczywają leżąc przed telewizorem lecząc piątkowego kaca a inni odpoczywają w ciągłym ruchu. Jak myślicie do jakiej kategorii ludzi się zaliczamy? Heh. No właśnie. Może nieco od niechcenia, może nawet by mieć lenia, ale nie.. wybraliśmy się jak zwykle na rower. Kierunek padł na Ostrów Wielkopolski, lecz nieco innymi drogami niż zwykle, bowiem z miejscowości Kościuszków nie pojechaliśmy na Ociąż a prosto na Czachory. I była to bardzo dobrze podjęta decyzja. W Czachorach jak się okazało znaleźliśmy opuszczone i niemałe gospodarstwo rolne (PGR).
dawny PGR w Czachorach
Wjechaliśmy główną bramą, aby nieco rozeznać się w terenie i uchwycić miejsca na zdjęciach w celach dokumentacji oraz możliwych wykonywanych późniejszych sesji zdjęciowych. Kilka stojących budynków z białą fasadą koło siebie tworzy plac wjazdowy i prawdziwą osadę. Tylko jakoś tak tu.. pusto. Nie ma dosłownie nikogo, być może dlatego, że to sobota. Podjeżdżamy kawałek dalej do najbardziej oddalonego budynku, aby upewnić się, czy na pewno. Schodzę z roweru i naciskam za klamkę starych drzwi – są zamknięte. Obkrążam zatem dom i znajduję za nim wielki rozłożysty dąb. Pewnie gdyby mógł mówić to wyjawiłby nam wszystkie tajemnice tego miejsca a tak bazujemy na własnych domysłach. No nic jedziemy dalej.
dąb
Podjeżdżam ponownie do najbardziej charakterystycznego wejścia z datą powstania budynku: “1960” i klikam kilka zdjęć na pamiątkę. Myślę sobie, że tak naprawdę różnica 59 lat nie jest tak wyolbrzymioną a pomimo tego zniszczenia obiektów są widoczne gołym okiem. Ale jaki mamy kraj taką gospodarkę. Czego się tu dziwić. Więcej zdjęć tego miejsca znajdziecie w pełnej fotogalerii poniżej.
dawny PGR w Czachorach
dawny PGR w Czachorach
Podjeżdżamy pod zadudowania w Czachorach i co widzimy? Kozę. Niby nic zwyczajnego, ale jakże ta koza rozumna. Nie dosyć, że słucha się właściciela i potrafi iść bez uwięzi przy nodze to mało tego potrafi przybić żółwika z Panem. W całym poznańskiem takiej nie mają, a w ostrowskiem tak, o! Bang!
koza “Marysia” robiąca “żółwika” z właścicielem – przecudnie
Od Czachor do Młynowa prowadzi utwardzona droga przez las – można nią śmiało jechać. Galu sprawdził – Galu poleca. Naprawdę przyjemnie się jedzie i nie trzeba powielać tych samych tras do Michałkowa. Dalej szybkie podjęcie decyzji gdzie jedziemy. Znaleźliśmy się w Lewkowie, gdzie stanęliśmy pod sklepem Dino, aby kupić pierwszego loda w tym roku. W końcu pogoda sprzyja. Chwila odpoczynku i spotkała nas kolejna niespodzianka – podjeżdżają nasi znajomi z Klubu Rowerowego Cyklista Kalisz: Iza z Łukaszem a po 15 minutach dołącza i Karol. Dłuższy postój na miłą pogawędkę zrobiliśmy już pod samym lotniskiem w Michałkowie.
Od lewej: Iza, Karol, Paweł – Michałków
Od lewej: Iza, Karol, Łukasz i ja – Michałków
I tak naprawdę pojechaliśmy na Piaski-Szczygliczka do Ostrowa a przejechalismy obok. Czemu? Kawę zamówiliśmy w pobliskiej Żabce a po niej załączył nam się tryb “podróżnik”, który nakazywał nam jechać do Odolanowa. I byliśmy już pod Odolanowem, gdy nagle ukazał nam się znak kierujący nas na Baby 2. W sumie było nas dwóch no to pojechaliśmy na te Baby. Ale zanim tam dojechaliśmy to..
W Tarchałach Wielkich zza drzew wyglądał na nas opuszczony dworek. Naszła nas kolejna chwila namysłu na rowerze – wszystkie za i przeciw, czy chcemy tam podjechać i robić Urbex. Odpowiedź brzmiała: tak, chcemy. Dojechać można od boku. Wejść również można śmiało – okoliczni mieszkańcy bloku również nie mieli nic przeciwko.
dawny dworek w Tarchałach Wielkich pod Odolanowem
No to co? No to go! Dobre pół godziny penetrowaliśmy wnętrza. W podpiwniczeniu trzeba było się nieco schylać, a aby wejść na I piętro trzeba było bardzo uważać jak się stąpa po drewnianych schodach (zawsze robię to na krawędziach – nie na środku deski – lata praktyki), lecz bezproblemowo było mozna wejść. Natomiast na kondygnację II, czyli na sam strych już nie wszedłem, bo ryzyko zapadnięcia schodów było już na krawędzi. Nie widziałem sensu – choć gdyby się uprzeć to wiadomo: dałoby radę. Nie zachęcam – odradzam.
dawny dworek w Tarchałach Wielkich pod Odolanowem
pod poddaszem
Baby, ah te Baby – ucieszyliśmy się na ich widok.. znaczy z nazwy znaku tej miejscowości i nagle co? No jak zwykle “zawsze coś” – urwała mi się tylna linka od zmiany biegów przerzutki zanim dojechałem do znaku. Niezbyt się tym przejąłem, bo miałem jeszcze 3 przednie tryby, no ale przy samej jeździe charakterystyczne tyrkocenie nie należało do przyjemnej jazdy. Choć linkę zapasową udało mi się nawet znaleźć, bo miałem taką przy sobie – nie podołaliśmy z odkręceniem śrub od klamko-manetki. Śrubokręt z multitolla był za gruby. Stwierdziłem: a w d** z tym – jadę dalej tak skoro da się jechać. Niestety był to albo tryb lekki, albo nieco cięższy. Pojechaliśmy do Odolanowa.

wieża ciśnień w Odolanowie
Rynek w Odolanowie
Każdy z nas już zgłodniał, więc zamówiliśmy sobie po kebabie – spokojnie możemy polecić nowe odkryte miejsce na trasie, gdzie dawają spore porcje i jest gdzie usiąść. Mało tego przed pizzerią stoją trzy stojaki rowerowe.
Pizzeria “Soprano” – plac Kościuszki 9, Odolanów
Będąc w Odolanowie nie odpuszczam nigdy Parku Natury. To świetne miejsce, gdzie znajdziemy dużo atrakcji i możemy posiedzieć w ciszy. Wpadam na genialny pomysł, aby podwiązać plastkowymi ziperami tylną przerzutkę, aby zmienić tryb na jakiś pośredni. Niestety zdało to egzamin na dwóję, bo tryb jedynie przeskoczył o jeden. W efekcie łańcuch minimalnie mniej się krzyżował.
Smok zdechł
Fontanna w odolanowskim parku
Jeden z dwóch pozujących łabędzi
Za każdym razem będąc w Odolanowie odkrywam nowe miejsca. Tym razem jest to mały cmentarz ewangelicki z XIX wieku. Wchodzimy do niego malutką furtką. Pierwszy rzut oka i widzimy czarnego kota wylegiwającego się na nasłonecznionej płycie małego nagrobka. Nie zdążyłem cyknąć foty – uciekł. No dziwne.. czarny kot, cmentarz.. dziwne powiązanie – pewnie dozorca. 10 minut dla fotografa – cyk, cyk, cyk. Na większości tablic nagrobkowych datowanych średnio na lata: 1910-1950 widnieją niemieckie napisy i nazwiska.
Tablica informacyjna
Cmentarzyk ewangelicki w Odolanowie
Dojechaliśmy do Raszkowa, tu przywitał nas wczesny zachód słońca. Objeżdżamy ryneczek dookoła i wracamy już do Kalisza przez Szczury i dalej tą samą drogą co jechaliśmy na początku naszej trasy. Kolejna setka w tym roku już za nami. I gdyby nie te baby to nie byłoby tak zabawnie.. później Paweł w Kaliszu złapał gumę. Pozdrower!
Kościół w Raszkowie
Zapraszam do obejrzenia pełnej galerii zdjęć poniżej.
Mapa przejazdu: