data: 4 czerwca 2011 r.
przebieg całkowity: 191 km
czas/wyprawa: ok. 15 godz.
ważniejsze miejscowości: Poniec, Rydzyna, Góra, Bojanowo, Leszno, Gostyń, Jarocin.
poziom trudności: maksymalnie hardcorowy do bólu.
uczestnicy: wraz z grupą Cyklista Kalisz, dale już sam
Interaktywna mapka:
Streszczenie wyprawy:
Wyjazd zaplanowany przez przodowników grupy „Cyklista-Kalisz”. Wyjazd z Kalisza pociągiem o godz. 7:08 do stacji Poniec (godz. 9:00) z przesiadką w Ostrowie (7:34-7:38) – szynobus. Powrót pociągiem ze stacji Poniec o godz. 15:57 do Ostrowa Wlkp. (17:24), następnie rowerem do Kalisza (ok. godz. 19:00) lub pociągiem o godzinie 18:49 (w Kaliszu 19:14). Trasa wiodła z miejscowości Poniec w powiecie gostyńskim, Rydzynę, Czerninę, Górę i Bojanowo.
Dla mnie za to Bojanowo było miejscowością w której odłączyłem się od grupy i wystartowałem dalej na Leszno, które ciągnęło mnie już jakiegoś czasu. Był to mały błąd z mojej strony a raczej przewyższenie swoich sił nad zamiarami z uwagi na 30-sto stopniowy upał jaki towarzyszył nam w ciągu dnia. Wjechałem do nieznajomego mi do tej pory miasta jakim jest Leszno od strony południowej tak więc ratusz miałem po mojej lewej stronie przed sobą. Nie wiem jak to się stało, bo pojechałem za daleko i musiałem kawałek zawrócić, a że nie lubię jeździć tymi samymi drogami pojechałem między blokami tak, że wyjechałem już z północy Leszna i pojechałem w lewo a nie w prawo na Główny Rynek. Uświadomiła mnie o tym fakcie dopiero pewna kobieta. No cóż upał dopiero zaczynał dawać się we znaki. Dojechałem do deptaka przy rynku i zobaczyłem, że mam już słabą baterię w aparacie a mało tego mój telefon komórkowy zaczął wydawać sygnał, żeby go doładować, bo jest głodny energii a przed godziną siadła mi muza przy rowerze. Moja bateria także mi siadała. Super. Co tu robić? Obfotografuję tylko to co najważniejsze – może się jeszcze uda a nie wszystko tak jak zawsze to robię szczegółowo. Było już koło godziny 16tej zanim wyjechałem z Leszna. Ciężko było mi nawet stamtąd wyjechać, bo wjechałem na rozjazd ulic na Poznań i na Wrocław.. hm i którą tu wybrać? Pojechałem raz w tą a jak stwierdziłem, że to nie ta to zawróciłem, żeby pojechać w tą drugą. Niestety oby dwie ulice okazały się nietrafne. Musiałem zawrócić prawie do centrum miasta, aby dostrzec znak kierujący na Kalisz przez Jarocin. Miasto bardzo ładne, lecz na pewno nie do ogarnięcia fotograficznie w przeciągu zaledwie godziny. Mam nadzieję, że tu jeszcze kiedyś wrócę, ale już na dłużej i z naładowanymi bateriami. Jadąc już drogą z Leszna na Gostyń całkowicie nie miałem siły.Od Leszna do Kalisza jest równe 122 km wg znaku informacyjnego przy ulicy. Czemu nie miałem siły? Przecież to nie był żaden rekord. Mój rekord to 225 km przejechane jednego dnia (trasa z Kalisza na Kłodawę i Koło) a przejechałem może ze 110 km. Nawet nie połowę tej odległości. Żar z nieba zaczął być już uciążliwy, momentami topił się asfalt co spowalniało coraz bardziej moją jazdę, no bo jak jechać po smole? Słońce powodowało coraz częstsze moje przystanki, żeby tylko napić się wody. Najgorsze jednak było uderzenie pobliskich pylących pól i unoszącego się od dołu ciepła. Gorąco od dołu – gorąco od góry.. Afryka dzika. Zaczęły się problemy z oddychaniem. Zacząłem czuć dziwne swędzenie przy przełykaniu i przyspieszył mi bardzo puls co było widać na mojej szyi; wyszła mi bardzo żyła, która nie mogła przestać pracować i ciągle dygotała. Myślę sobie: „Aha. No to ładnie się urządziłem. To pewnie pierwszy objaw przedzawałowy – lepiej by było nawet gdybym skończył w rowie, czy pod jakimś drzewem w cieniu niż jechał dalej.” „Za jakie grzechy? Przecież jazda rowerem miała być przyjemna a nie mordercza a mówią, że głupota nie boli – boli jak cholera poza tym jak stanę rozgrzany w cieniu pod lasem to zaraz zjedzą mnie komary i przykleją inne owady – jadę dalej powoli na tzw. awaryjnym autopilocie”. Było po drodze jeszcze kilka innych pomysłów na to jak wybrnąć z tej całej sytuacji w Jarocinie, ale ostatecznie taki miał miejsce: dojechałem na dworzec PKP w Jarocinie kupiłem bilet do Ostrowa Wielkopolskiego i poczekałem ok. godziny na pociąg na ławce z nogami do góry. Odniosłem do tego wrażenie, że na stacji PKP w Jarocinie przewija się masę ludzi o wieczornej porze, bo aż jedna na 30 minut a ekspedientki za kasą nie wyrabiają się ze swoją pracą, no cóż. Ledwie żyłem, ledwie mówiłem po morderczej trasie, więc spytałem tylko o to kiedy jest pociąg i chciałem kupić bilet, czy to tak wiele? Z wielkiej łaski powiedziano mi o której przejeżdża. Wsiadłem do pociągu na przegub tylnych wagonów i pojechałem do Ostrowa, było już ciemno. W ostatnim przedziale była niezła impreza i pewnie gdybym nie był rowerem to bym znieczulił się z pasażerami i pojechał w świat dalej. Zachowałem jednak trzeźwy umysł i wysiadłem w Ostrowie z małą nadzieją na przesiadkę na kolejny pociąg do Kalisza, ale oczywiście Kalisz leży na końcu świata i połączeń kolejowych z zaledwie oddalonego o 25 km Ostrowa w nocy nie ma.. przecież to jeszcze nie koniec mojej podróży.. wiem, że Wam się dłuży to czytać a jak mnie się też chciało jechać w nocy z Ostrowa do Kalisza. Zatoczyłem przez to całe zmęczenie kilka kółek w tym mieście. W nocy jakoś wydaje się być inne a w porównaniu do Kalisza – tętni życiem. Przejechałem przez starówkę i przez Skalmierzyce dalej na Kalisz. Łącznie wyskoczyło mi na liczniku 191 kilometrów.
Mało zachęcająca to historia, ale historia, która nauczyła mnie najwięcej z dotychczasowych wypraw. A mianowicie:
1. nie jeździć w 30-to stopniowym upale powyżej 130 km po topiącym się asfalcie, bo nawet ja nie jestem niezniszczalny 😉
2. zabierać ze sobą dodatkowy ciuch w razie ewentualnego spania w ulicznym rowie/lesie chociażby dla osłony przeciw komarom i chłodu. Powód- oczywiście totalne wyczerpanie fizyczne.
3. tego, że matka natura gdyby chciała to i tak by w swoim powolnym tempie zgładziła człowieka wcale się przy tym nie męcząc a człowiek pomimo wszystkich z nią stoczonych walk i starań jej ustąpi, chyba że ma twardą psychikę i będzie jeździł tak długo dopóki dosłownie nie padnie na ryja.
4. tego, żeby zabierać namiot/śpiwór w dalekie samotne trasy i żeby serdecznie serdecznym palcem wskazać miejsce tym, którzy się śmieją, że zabieram ze sobą tak dużo rzeczy w trasę.. żeby słuchać siebie.
5. tego, żeby naładować do końca a nie do połowy telefon, aparat, mp3 itp. rzeczy, bo może siąść wszystko po kolei tak jak owego dnia.
6. tego, że trudności w oddychaniu po wdychaniu gorących pyłków polnych to pierwszy stopień do przeciążenia organizmu, czy zawału serca a właściwie to może już trzeci, bo wcześniejsze są mniej drastyczne (ale są też późniejsze o których nie wspomnę).
7. tego, żeby nie zaczynać w takim upale trasy 130-kilometrowej już po przejechanych 60 kilometrach dopiero o godzinie 15:00.
8. tego, że jeśli chce się jeździć w dni upalne to najlepsze są godziny nocne.
9. tego, że w Ostrowie, czy Lesznie i w większości innych mieścin tętni życiem w czasie gdy Kalisz umiera.
10. tego, żeby uczyć się na swoich błędach – nie lekceważyć ich i jechać dalej w swoim kierunku.
A co ciekawego na tej trasie? W Pońcu znajduje się ratusz z 1843 r. i przy ratuszu dom szachulcowy (na zdjęciu to ten biały ze szpiczastym dachem) Kościół p.w. Narodzenia NMP z 1 połowy XV w. W Rydzynie za to rynek z kamieniczkami głównie z XVIII w., ratusz z 1761 r., pomnik Św. Trójcy (tzw. słup morowy) z 1761 r. upamiętnia epidemię dżumy z 1709 r. i jak dla mnie najważniejsze: zamek z końca XVII w. wzniesiony dla podskarbiego wielkiego koronnego Rafała Leszczyńskiego, później własność Sułkowskich. Obok jedyny w Polsce pomnik króla Stanisława Leszczyńskiego. Kościół p.w. św. Stanisława, biskupa i męczennika z 1751 r. (wewnątrz płyta nagrobna Jana z Czerniny zm. w 1423 r.). Wiatrak Józef złożony w 1983 r. z dwóch wiatraków z pobliskiego pola) – Muzeum Rolnictwa i Młynarstwa. Kościół poewangelicki, stacja kolejowa (1856 r.) we wsi Kłoda. W Czerninie znajdują się ruiny pałacu z XVII w. (na moim zdjęciu nietypowy codzienny widok przedstawiający życie codzienne a więc w tle ruiny pałacu, tuż przed wywieszone pranie a gdyby się jeszcze zdjęciu przyjrzeć bardziej poniżej prania pies na smyczy strzegący domostwa) oraz ratusz z XVII w i wieża po kościele ewangelickim z XIX w. Za to Góra to już miasto powiatowe w województwie dolnośląskim (północ). Jest bardzo urokliwe. Zachowane w nim zostały fragmenty murów obronnych z dawną basztą „więzienie” z XIV-XVI w. i wieża Bramy Głogowskiej z XV w. Kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej z XV/XVI w. Na cmentarzu (przed torem) kościół p.w. Bożego Ciała z XV/XVI w., wzgórze kalwaryjskie i tzw. święte schody. Wieża ciśnień z 1915 r. (Armii Polskiej), cukrownia z 1889 r., młyn z 1892 r., budynek poczty z 1886 r. (Podwale 33), budynek Urzędu Miasta i dwa lwy (Mickiewicza 1), zespół stacji kolejowej z 1885 r. (dworzec, wieża wodna). To miasteczko godne odwiedzenia.
W Borszynie Małym znajduje się dawny dworzec kolejowy z 1885 r. (stacja Grandingen) na linii Bojanowo-Głogów. W Zaborowicach – dawny dworzec kolejowy z 1885 r. (stacja Waffendorf) na linii Bojanowo-Głogów. Zabudowa folwarczna. Budynki d. urzędu celnego (przy rozwidleniu drogi na Trzebosz). Za wsią (rów) w l. 1920-39 przebiegała granica polsko-niemiecka. Bojanowo – miasto w pow. rawickim (woj. wielkopolskie), które zostało założone w 1638 r. przez luteranina Stefana Bojanowskiego (3 tys. mieszkańców). Kościół poewangelicki p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa, neogotycki z lat 1859-60, w pobliżu park (d. cmentarz) z pomnikiem nagrobnym założyciela miasta. Ratusz i kamienice z 2 poł. XIX w. w rynku. Poczta z 1901 r. (ul. Mickiewicza), browar z 1881 r. i 1 poł. XX w., gazownia z 1908 r., d. synagoga z 1859 r. (Bojanowskiego), Zespół Szkół Rolniczych z 1907 r. (Dworcowa 31) i pomnik powst. wlkp., dworzec kolejowy, wieża wodna z 1910 r.
Trasa wiodła takimi miejscowościami jak: Poniec – Pomykowo – Moraczewo – Rydzyna – Kłoda – Czernina – Ligota – Kruszyniec – Góra – Boruszyn Wielki – Zaborowice – Bojanowo – Kaczkowo – Rydzyna – Leszno – Kąkolewo – Garzyn – Gostyń – Piaski – Dąbrówka – Jaraczewo – Jarocin => Ostrów Wlkp. – Czekanów – Skalmierzyce – Kalisz