3-dniowa trasa rowerowa: Kalisz – Częstochowa – Opole – Kalisz – 446km


TRASA ROWEROWA

data: 13-15 lipca 2011 r.

przebieg całkowity: 446km.

czas/wyprawa: 3 dni i 2 noce.

ważniejsze miejscowości: KALISZ – Grabów nad Prosną – Galewice – Sokolniki – Wieluń – Praszka – Rudniki – Krzepice – Kłobuck – CZĘSTOCHOWA – Wręczyca – Olesno – Bierdzany – OPOLE – Turawa – Bierdzany – Kluczbork – Byczyna – Opatów – Wieruszów – Doruchów – Grabów nad Prosną – KALISZ

poziom trudności: dla zaawansowanych hardcorowców 😉

uczestnicy: z Bogiem.


Czas jazdy 1 dnia (Kalisz-Częstochowa): 10,5 godziny

Odległość 1 dnia: dokładnie: 174km

 

Czas jazdy 2 dnia (Częstochowa-Opole/Turawa): 5,5 godziny

Odległość 2 dnia: 127km

 

Czas jazdy 3 dnia (Opole/Turawa-Kalisz): 9 godzin

Odległość 3 dnia: 145km


Interaktywna mapka:

Streszczenie wyprawy:

Dzień 1.

Trasa Kalisz – Częstochowa.

To była jedna z najdłuższych moich tras rowerowych i jako jedyną z nich mógłbym zaliczyć już do wypraw. Sporo przygotowań, sporo wcześniejszego treningu, sporo obciążenia na bagażu i sporo sił włożonych by dopiąć celu. Opłacało się, bo przywiozłem ze sobą wzmożoną siłę, którą mam w sobie, pozbyłem się oporu nocowania na dziko, heh, zyskałem nową wiarę w swoje możliwości i zyskałem takiego powera w nogach, że ja pierdziuuu 😉 (chyba naoglądałem się za dużo Tour de polotne w ostatnim czasie).

Dziś mogę Wam przedstawić w historyjce przebieg całej podróży w szczegółach.

Wyjechałem z Kalisza wcześnie rano punktualnie o godzinie: 6:00 i z uwagi na to, że rejony aż do Grabowa mam wszystkie obfotografowane dopiero pod lasem wyjąłem aparat ze sakwy i zacząłem robić dokumentację. Całą trasę podzieliłem jak zawsze na mniejsze etapy – wiedziałem mniej więcej gdzie i co w danej miejscowości się znajduje a żeby nie tracić czasu na odnajdywanie obiektów jechałem wg mapy. Wyjechałem dnia 13go sierpnia (sobota) a więc 2 dni po tym jak wyruszyła rowerowa pielgrzymka z Jarocina, Pleszewa, Kalisza i okolic oraz 4 po tym, jak wyruszyła piesza pielgrzymka na Jasną Górę. Na miejscu miałem się spotkać ze znajomym cyklistą z Kalisza i mieć zapewniony jeden nocleg i oczywiście tak było, dzięki Jarek 😉 – wiem, że to czytasz. Od rana zawsze jeździ się bardzo przyjemnie – nie ma upału i jest mniej samochodów poza tym przyroda wtedy się super objawia. Zresztą, spójrzcie sami:

Prześwity widzę, prześwity. 🙂 Godz. 7:16. Pod Grabowem.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego sfotografowałem się przed znakiem mało znaczącej miejscowości. Odpowiadam – bo jak dla mnie jest imienna. Mów mi Gallou. Kolekcjonuje takie tablice. W Galewicach możecie znaleźć ciekawy pałacyk – dzisiejsze przedszkole.

Galewice. Gallou zajechał.

Na uwagę na trasie zasługuje na pewno pałac „Sokolnik” w Sokolnikach. (zdjęcie poniżej) Pałac ten to dzisiejszy 3-gwiazdkowy hotel. Ciekawy obszar parku z tyłu z małą fontanną. Akurat gdy ja byłem wtedy – był przygotowywany do ślubu.

„Wieluń – miasto pokoju i pojednania”. Co wiemy na temat tego miasta poza tym, że nic? Nic nie wiemy dopóki sami do niego nie pojedziemy i się nie dowiemy. Jak wiadomo to miasto przelotowe na trasie Wrocław-Warszawa, Kalisz-Częstochowa i tym zyskuje na ludności. Znajduje się w nim dawny klasztor Franciszkanów z XVII wieku i Muzeum Ziemi Wieluńskiej, market Biedronka i takie tam.. szczegóły 😉  To co zdążyłem szczegółowo zobaczyć to basztę artyleryjską Skarbczyk na załamaniu murów obronnych, objechać Główny Rynek, zatrzymać się przy reliktach najstarszego wieluńskiego kościoła p.w. św. Michała Archanioła, dawnej kolegiaty wieluńskiej i obfotografować jeszcze kilka innych ciekawych obiektów. Spędziłem w nim może ok. 30 minut.

Wieluński Urząd Miasta od strony tylnej. Fragmenty murów obronnych.

Normalnie na Częstochowę z Wielunia jedzie się na Rudniki, ale po co skoro można sobie nieco wydłużyć trasę i jechać jeszcze do Praszki, która znajduje się kilka kilometrów za granica woj. opolskiego. Zawsze chciałem zobaczyć tą miejscowość, bo wiedziałem o niej tylko tyle, że ma średniowieczny układ przestrzenny a więc tyle co z atlasu samochodowego. Ma też Sanktuarium Kalwaryjskie, mały ryneczek, market Netto heh i nic poza tym 😉 Spotkał mnie tu pierwszy deszcz na ryneczku, kilka chwil na rozmowie z pewną starszą mieszkanką Praszki i jazda tam gdzie było jeszcze jasno, czyli na Jasną Górę. Niestety burza dopadła mnie po raz drugi kilka kilometrów dalej. Schroniłem się pod przystankiem. Czy warto było tu specjalnie tyle kilometrów naginać? No jasne. 😉 Przygoda. A co będę opowiadał później znajomym przy piwie (bo dzieci nie mam)? 😉 W końcu trzeba coś przeżyć.

Przed Porąbkami a za Praszką. „Porąbana” pogoda.

Była godzina 16:40 jak wjechałem do niezbyt znanej mi Częstochowy. Miałem 20 minut na odnalezienie domu pielgrzyma na ul. Św. Barbary, zostawienie swoich rzeczy, ogarnięcię się i dołączenie do grupy rowerowej pielgrzymów z Kalisza, którzy przyjęli mnie jak swojego „brata” i dali na ten czas niebieską chustę. 😉 O godzinie 17:00 wszyscy razem jak „jeden mąż” wyruszyliśmy na procesję.

Wyyyyyjazd. 😉

Z cyklistą z Kalisza – Jarkiem na Jasnej Górze.

Miło zobaczyć ludzi z Kalisza.

No to co skoro już tu byłem z aparatem w ręce to zrobiłem jeszcze mały fotoreportaż tego co się tam działo.

Zautomatyzowani – czytaj rowerzyści – czytaj pielgrzymi z Kalisza.

Uroczyste przywitanie nas przez biskupa kaliskiego Biskupa Napierałę.

Jasna Góra w ciemnej nocy i o to chodziło.

Nareszcie można odsapnąć.

 Dzień 2.

Trasa Częstochowa – Opole/Turawa.

Ten dzień zaczęliśmy z pielgrzymami od mszy przed Bazyliką ok. godz. 9:00 przed jej rozpoczęciem wszedłem do i na wieże kościoła. Uwielbiam robić panoramy i „patrzeć na wszystko z góry”. Chyba nie muszę nikomu tego specjalnie wyjaśniać. 😉 Półtora godzinna msza zebrała sporo ludzi.

Wyjazd z Częstochowy – godz. 11:10 zajazd do Opola na godz.16:29. Łącznie jechałem: 5,5 godz. Dość szybkie tempo, ale nie przekłamane, bo wziąłem dokładny czas od zrobienia ostatniego zdjęcia w Częstochowie na wyjeździe do znaku Opole. Po prostu jechało się bardziej z góry, ale czułem się już trochę pod koniec jak parowóz.

Ludu jak w Częstochowie na pielgrzymkach. 🙂

Od razu po mszy w Częstochowie o 10:30 odłączyłem się od pielgrzymów by kontynuować dalsze cele wyprawy. Pojechałem na deptak miasta się posilić i kierowałem się dalej na Opole. Śmieszną sytuacją było ponowne spotkanie swojej grupy daleko poza miastem tuż przed Olesnem i ponowny nasz rozjazd w dwóch odmiennych kierunkach.

Miejscowość Wydra – zapewne tak nazwane przez to wzniesienie.

Na trasie Częstochowa – Opole nie wyróżniło się nic wielkiego co bym mógł tu opisać – no może poza jedną taką długą jezdnią pod sporym nachyleniem ze skrętem w prawo w pewnej miejscowości, na której najpierw się rozpędziłem do ok.45 km/hz ciężarem na rowerze i ujrzawszy pierwsze i drugie przejście dla pieszych zjeżdżałem z rękami na hamulcach, żeby żadna święta krówka przypadkowo mi nań nie wyszła.

I tak sobie jechałem i jechałem, że przespałem pół drogi. 😉 Tym określeniem uwzględniam to, że wprawiłem swoje ciało w automatyczny ruch i nie potrzebowałem za dużo przystanków. Uświadomiłem sobie fakt, że była to niedziela – większość sklepów była zamknięta, kończył mi się prowiant a zwłaszcza woda do picia a do tego nazajutrz, czyli 15tego w poniedziałek jest święto Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny. Mówię sobie, że wtedy to dopiero będzie ciężko sobie kupić coś do jedzenia i pojechałem wprost do Opola. Pod pierwszym lepszym supermarketem stanąłem limorowerem przypinając go do słupa i zostawiając cały swój „dobytek życiowy”. Zrobiłem małe zakupy, które ważyły kilka kilo 😉 No cóż – po takim wysiłku kupiłem od razu dwie wody mineralne i takie tam. Prowiant jest na dwa dni.. tylko jak to teraz załadować na załadowany rower? Hehe… o mamusiu. On waży dwa razy więcej niż ja i jak ja mam uprowadzić takiego byka? Koszyk na przedniej kierownicy się ugiął i oparł na lampce. Prowadzić go jedną ręką nie mam zamiaru. No nic – jestem w Opolu! Mam co jeść, jest dobrze! Pokrążyłem później trochę po jednym z  moich ulubionych miast. Odświeżyłem pamięć, bo jak pamiętacie: jeszcze zimą robiłem wpisy z tego miasta, które znajdziecie na blogu, gdy przyjeżdżałem tu wraz z kumplem samochodem – nie widziałem Opola nigdy latem. Szkoda, że się tu nikogo nie zna, bo nie ma gdzie się zatrzymać.

 

Tu przed murami obronnymi miasta Opole.

Opole, Główny Rynek, nice. 😉

Spędziłem miłe 1,5-2 godzinki w Opolu po południu i wyjechałem w poszukiwaniu noclegu na dziko w lesie przy Jeziorze Turawskim

Nocleg.

Niby nic nadzwyczajnego a jednak 😉 Pierwszy mój samotny nocleg wyglądał tak, że najpierw pojechałem lasem pod Jezioro Turawskie, żeby mieć świadomość tego, jak ono w ogóle wygląda, jaki jest brzeg, ile przy nim jest ludzi itp. bo uważam, że lepiej czasem pojeździć nieco dłużej i mieć rozeznanie terenu niż być tuż przy jakimś zarąbistym miejscu i dowiedzieć się o nim dopiero nazajutrz a nocować w byle jakim. Pojeździłem nieco po leśnej ścieżce, żeby w końcu skręcić w jakąś uboczną. Fakt popełniłem kilka błędów, ale te wywnioskujcie sami z dalszej części tekstu.

Ojj było dziko. Godzina: 20:04

Znalazłem liściaste ubocze – wyróżniło mi się ono od razu pośród wszystkich traw i zarośli. Pomyślałem sobie „aha to tutaj” – liści tu jak jesienią – będę chociaż wiedział, czy ktoś po nich nie stąpa w razie czego w nocy. Poprowadziłem rower aż do napotkanej w cudzysłowiu: polanki i zacząłem się rozkładać z małym namiocikiem. Nie było to zbyt miłe, bo po kilkugodzinnej trasie miałem nagrzany organizm – zaczęła spływać po mnie woda i krążyć wokół mnie komary. Ubrałem na siebie bluzę i długie spodnie i szybko rozłożyłem namiot i poprzenosiłem do niego najważniejsze rzeczy z roweru. Zapiąłem zamek w namiocie, żeby spokojnie coś zjeść ochłonąć i mieć spokój z robactwem. Wcześniej rozłożyłem też na jego połowie folię ochronną w razie deszczu, ale nie był to dobry pomysł, bo musiałem zaraz wyjść z tego namiotu, żeby ją zdjąć – zrobiło się wewnątrz tak duszno, że nie szło w nim normalnie oddychać. Heh jajca jak berety. Poza tym między czasie musiałem nadmuchać ustami materac, że już ledwie zipiałem. Jak to zrobiłem to dopiero w końcu ochłonąłem i mogłem spokojnie pochodzić wkoło namiotu. Spiąłem tylne koło roweru do ramy i zarzuciłem lekko na przednie jedną rozciągliwą linkę tak dla prowizorki, żebym słyszał w razie rower by sam chciał odjechać beze mnie. 😉  Dzwoni Jarek i mówi: „no to uważaj na te sarenki ;-)” – odp. „no spoko – gorzej jak się przyssą do czego w nocy i nie będą chciały puścić heh. Dziko tu trochę.” Po czym odpaliłem znieczulenie.. whatever czytaj: „wali mnie to i cała reszta”. 😉

„Być, albo nie być oto jest pytanie..

całe życie nic tylko walczyć o przetrwanie” 😉

„Dobra koniec tego dnia – co tu mam robić – idę spać” – mówię – „już jest ciemno a jutro zawijam się stąd na Kalisz.. chociaż kusi mnie jeszcze Wrocław. W końcu stąd gdzie jestem to nawet nie90 km. Przemyśli się w nocy.” Wcześniej miałem plany zawitać do Katowic od razu z Częstochowy, ale to tylko takie głupie myśli krążące po głowie gdzie to ja bym mógł jeszcze nie być.. inne rejony – wiadomo. „Kusi wilka do lasu”. Głucho wszędzie, ciemno wszędzie – pod ręką malutka prawie nic nie dająca światła latareczka i telefon, który się odzywał raz na jakiś czas i mnie przebudzał. Musiałem go mieć jako budzik w końcu do 11:00 spać nie chciałem. Wstałem ok. 5:00, czyli gdy robiło się już jasno, lecz oczywiście zanim wstałem miałem jeszcze wiele różnych atrakcji takich jak podejście sarny pod karmnik po tych suchych liściach. Spłoszyłem to zwierze, gdy już rozpinałem zamek od namiotu – wystraszyło mnie tak konkretnie, że później sprawdzałem, czy nie ma innych. Poświeciłem wtedy latarką i zobaczyłem tylko coś skaczącego w oddali co robi sporo hałasu między drzewami. Myślę sobie: super pomysł, że się tu rozbiłem było by jeszcze lepiej gdybym się rozbił pod ulem, albo na mrowisku. Noc pełna wrażeń. Słychać co chwilę odgłosy spadających wkoło szyszek na ziemię i jak tu się do tego przyzwyczaić? Dosyć, ze nic nie gryzie. Do godziny ok. 1-2 w nocy z nad jeziora dobiegały mnie odgłosy bawiących się tam ludzi.. myślę.. są daleko to tylko echo, nieźle się niesie. Spadające gałązki, czy przelatujący ptak to norma. Ok. 3-4 zaczęło robić się już chłodno i wtedy dopiero wszedłem w śpiwór, bo ten wcześniej służył mi jako wałek pod głowę, „oho fajnie nie mam teraz podgłówka” wziąłem więc ręcznik i go zwinąłem w rulon. Dosyć, że suchy i że w ogóle nie pada po czym pokropiło, ale zaledwie przez 5-10 minut.. zdążyłem tylko o tym pomyśleć. Ciekawostek znalazłoby się na pewno więcej, ale ten jeden blogowy wpis wystarczą – resztę zachowam sobie na pogawędki. 😉 Spałem łącznie może ze 2 godziny na pełnym czuwaniu.

Podjęta decyzja: jutro wracam do Kalisza, bo kończą się pieniądze, siły jeszcze trochę miałem pomimo tej felernej, nieprzespanej nocy. Dobrze, że naczytałem się na kilka dni przed wyjazdem motywujących książek, bo cytaty z nich czasami chodziły mi po głowie, choćby jeden z nich „rób to czego się najbardziej boisz”. Heh. Właśnie to robię. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i może głową muru nie przebiję – to umysł podpowie mi jak go zburzyć. To całe zagrożenie kryje się tylko w umyśle w wyobraźni.

Dzień 3.

Trasa Opole/Turawa – Kalisz

Wstałem tego dnia ok. godz. 5:00 zaczynając się powoli pakować, robić śniadanie i kanapki na cały dzień. Wyjechałem od jeziora o godzinie 7:10 – zajechałem do Kalisza na: 16:05. Razem  jechałem = 9 godzin

Jezioro Turawskie z rana – jest dokładnie godzina: 5:57.

Cisza i spokój. Sielankowo.

Dla zaawansowanych fotografów:

 przysłonka: F-10, czas naświetlania: 1/250s, nieco krótszy, bo z ręki,

długość ogniskowej: 200mm, aparat: Nikon D 60.

Kierunek Turawa – to bardzo ciekawa okolica pełna oznakowanych szlaków rowerowych. Szlaki te w większości są utwardzone i asfaltowe. W miejscowości tej znajduje się barokowy pałac z XVIII wieku. Mieszkańcy Opola mają zarąbiste tereny leśne, żeby sobie pojeździć rowerem.

Rozkład

Barokowy pałac z XVIII wieku.

Kierunek: Kluczbork. „Miasto miodem płynące”. Znajduje się tu gotycki kościół z XVI wieku, który akurat miałem uwieczniony wcześniej na zdjęciach i go pominąłem oraz Muzeum im. J. Dzierżonia w którym byłem w lutym. Niestety nie było można w nim fotografować co mnie bardzo boli.. zresztą nic w nim szczególnego nie było co by móc ochraniać i pewnie dlatego nie każą w nim robić zdjęć.. zysk musi być.

Kluczowa wieżyczka w Kluczborku.

Pałac Szembeków w Siemianicach. To już województwo Wielkopolskie. To tu właśnie kończy się, albo jak kto woli rozpoczyna się Transwielkopolska Trasa Rowerowa odcinka południowego. (ciągnie się do Poznania i wynosi 280 km).

Kierunek: Wieruszów.

Nie ma jak to zgadywać się po drodze gdzie kto jest i wiedzieć jaką przewagę nade mną miała grupa rowerowych pielgrzymów, która wciąż jechała do Kalisza, gdyż mieli spędzić 1 noc w Sokolnikach. Mieli nade mną 1-2 godziny przewagi. Wiedząc to o której wyjeżdżają z Grabowa przyspieszyłem, dzieliła nas odległość dokładnie28 kmi wciąż się zmniejszała. Mieli tam dłuższy postój. Niestety nie zdążyłem na czas, ale skróciłem go o godzinę. W Grabowie zaczekał na mnie Jarek, z którym miałem kontakt. Nie dosyć tego gnając wiejską ulicą  podjechał koło mnie samochód i jechał pewien czas równo ze mną, myślę co jest? Słyszę „dzień dobry” od strony kierowcy, ale go nie widzę, widzę za to dziewczynę po prawej stronie mówię „dzień dobry” – pewnie chcą spytać o drogę – nieraz tak miałem. Heh spotkałem właśnie kumpla – Michała z Jarocina, którego nie widziałem ruski rok. Szybkie powitanie i wymiana zdań i pojechaliśmy dalej. Dojechałem w końcu do Grabowa i to jaką ulicą! O szerokości może2,5 mna której jeździły samochody w dwóch kierunkach. Powiedziałbym, że nawet czad jak dla rowerów, bo na pewno nie dla samochodów.

Jechane

W końcu dojechałem do Jarka do Grabowa, zaskoczył mnie czekający specjalnie na mnie poczęstunek w zakrystiach kościoła: przepyszny gorący żurek z kiełbaską, herbatka i placek. Niebo w gębie – to był mój jedyny ciepły i większy posiłek w ciągu dnia, bo kawa, którą kupiłem gdzieś tam na drodze na stacji Shell okazała się być o 1/3 za mała jaką chciałem wziąć a od rana nic tylko chłodna woda. No nic.. tylko podziękować. 😉 Po takiej trasie to dopiero jedzenie smakuje.

Teraz jedziemy już we dwóch prosto na Kalisz pod Bazylikę NMP w Kaliszu – dojeżdżaliśmy do Wielowsi, gdy oni byli ok. Chotowa. Myślę sobie, nie mam już siły i mówię powoli: „spooooookojnie, zdąąąąążymyyyyyyy, maaaaaaaamyyyyyyyy czaaaaaaaaaaaassss”.

Jarosław z fotoradarem

Gdy zajechaliśmy pod kościół pielgrzymi wychodzili akurat ze mszy na poczęstunek przy Bazylice i baszcie Dorotce. Noooo, chyba się udało skoro jesteśmy tu wszyscy punktualnie o tej samej godzinie. Musiałem jeszcze później wytłumaczyć kilku osobom, że jestem z Kalisza a nie z Pleszewa, Wrocławia, czy Opola, bo nie jeden w tym temacie się zgubił – przez chwilę ja też 😉 Nie ma się co dziwić.. w końcu pojawiałem się i znikałem a teraz objawiłem się im po raz trzeci. Przepyszny poczęstunek i ponownie gorący żurek z plackiem z przepyszną cytrynową herbatką, której nie zapomnę po takim wielkim wysiłku. Jeszcze tylko 2-3 kmdo domu i koniec trasy.

Przyjęcie nas, pielgrzymujących pod Bazyliką NMP w Kaliszu.

Kalisz.

Żartobliwie: Chuck Norris i Turbo Dymomen stracili na rowerową pielgrzymkę z Kalisza do Częstochowy 5 dni. Gallou zrobił to prawie dwukrotnie szybciej i to przez Opole. Koniec historii. 😉

Więcej zdjęć z trasy w fotogalerii poniżej.

Jechałem tak: Kalisz – Chotów – Gostyczyna – Ołobok – Masanów – Wielowieś – Zamość – Grabów nad Prosną – Palaty – Zawady – Kopeć – Dębicze – Spóle – Węglowice – Galewice – Kolonia Sokolniki – Sokolniki – Dąbrowa – Wieluń – Gaszyn – Kadłub – Popowice – Wierzbie – Sołtysy – Kowale – Praszka – Porąbki – Rudniki Jaworek – Jaworzno – Julianpol – Zajączki – Krzepice – Opatów – Kłobuck – Lgota – Częstochowa – Nowa Szalejka – Wydra – Wręczyca Wielka – Truskolasy – Praszczyki – Panki – Przystajń – Podłęże Szlacheckie – Obłąki – Świercze – Olesno – Wołoszów – Chudoba – Szumirad – Bierdzany – Jełowa – Osowiec Śląski – Zawada – Opole – Zawada – Turawa – Marszałki –Bierdzany – Trzebiszyn – Lasowice Wielkie – Jasienie – Kuniów – Kluczbork – Krzywizna – Sarnów – Biskupice – Byczyna – Siemianice – Opatów – Wielisławie – Wieruszów – Mirków – Wyszanów – Torzeniec – Zalesie – Doruchów – Stara Kuźnica – Siekierczyn – Książnice – Grabów nad Prosną – Zamość – Wielowieś – Masanów – Ołobok – Gostyczyna – Chotów – Kalisz.

Galeria zdjęć:

Leave a Reply

Your email address will not be published.